Problemy saneczkarstwa lodowego : MKS "Karkonosze" Sporty Zimowe

Problemy saneczkarstwa lodowego

28.03.2018

Rozmowa z Przemysławem Pochłodem – byłym saneczkarzem, trenerem MKS-u Karkonosze

Monika Pelc, poniedziałek, 26 marca 2018

Podczas igrzysk w Pjongczangu o polskim saneczkarstwie głośno było przede wszystkim za sprawą Mateusza Sochowicza, który swój ślizg wykonał bez maski, bo… zwyczajnie jej zapomniał. Mało jednak kto wie, że w Polsce saneczkarstwo to świetnie zorganizowana dyscyplina, która radzi sobie pomimo braku obiektu z prawdziwego zdarzenia, o czym opowiada Przemysław Pochłód – były saneczkarz, trener MKS-u Karkonosze.

Polskim saneczkarzom do szczęścia potrzeba obiektu z prawdziwego zdarzenia, bo system szkolenia oparty m.in. na Szkole Mistrzostwa Sportowego w Karpaczu jest całkiem niezły (fot. P. Pochłód)

Ciężko jest namówić dzieci do uprawiania saneczkarstwa? Umówmy się, że w Polsce jest to niszowa dyscyplina, o której słyszy się przede wszystkim podczas igrzysk olimpijskich.
PRZEMYSŁAW POCHŁÓD:
– Nie da się ukryć, że jest dyscyplina niszowa. Wciąż borykamy się z głównym problemem, czyli bazą sportową. Jest ona po prostu w opłakanym stanie. Mimo to, przez lata wypracowaliśmy sobie bardzo sprawnie działający system szkolenia zawodników. Jego podstawą są sportowe szkoły podstawowe. W rejonie Jeleniej Góry i Karpacza takie szkoły mamy. Jest szkoła nr 15 w Sobieszowie, w której jest klasa o profilu sportowym, w której uczniowie trenują biathlon, biegi narciarskie i właśnie saneczkarstwo. Z tej szkoły do naszego klubu trafia sporo świetnie wytrenowanych dzieci. Już na poziomie podstawówki te dzieci są selekcjonowane i szkolone przez wykwalifikowanych trenerów. Już po roku treningów dzieciaki mają okazję wyjeżdżać do Czech czy Niemiec, gdzie są obiekty z prawdziwego zdarzenia. To jest też właśnie ten magnes, które je przyciąga. Z jednej strony niesamowita adrenalina, a z drugiej ciekawe wyjazdy.
A co się dzieje z młodymi adeptami kiedy opuszczają mury podstawówki?
– W większości przypadków trafiają do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Karpaczu. Mamy tu naprawdę bardzo dobre warunki do treningów. W szkole jest hala sportowa, siłownia, trenażer, na którym można trenować starty, jest wieżyczka startowa. Choć akurat w przypadku toru to nie możemy się nim chwalić. Ciągle trwa jego remont. Staramy się łatać dziury ze środków, które pozyskujemy, ale to wciąż nie wystarcza. Dzięki kadrom wojewódzkim, dofinansowaniu wyjeżdżamy trenować z naszymi wychowankami do Niemiec, Czech, Norwegii czy na Łotwę. To powoduje, że szkolenie jest na wysokim poziomie i jest w nim jakaś celowość. To nie jest przypadek, że od tylu lat saneczkarze czy bobsleiści jeżdżą na igrzyska. Oczywiście nie jesteśmy dyscypliną dużą, z wielkimi sukcesami, ale przy tak małym dofinansowaniu i przy braku obiektów i tak sobie dobrze radzimy.
Jest szansa na polepszenie bazy sportowej?
– Ministerstwo wciąż nam to obiecuje, ale póki co kończy się na niczym. Tor w Karpaczu to stos desek, pustaków, które straszą i nawet zagrażają bezpieczeństwu trenujących. Za jeden ślizg na torach zagranicznych płacimy do 15 do 20 euro. Takich ślizgów zawodnik dziennie wykonuje ok. sześciu. Zawodników mamy we wszystkich kategoriach wiekowych, więc łatwo sobie policzyć, jak duże są to koszty. Związek Sportów Saneczkowych, żeby przeprowadzić mistrzostwa Polski, musi wynająć tor np. na Łotwie. To również są ogromne koszty. Czy nie taniej i rozsądniej byłoby zainwestować ok. miliona złotych w obiekt w Karpaczu? Nie dość, że mielibyśmy gdzie trenować, to moglibyśmy również organizować międzynarodowe zawody. Próbujemy w Jeleniej Górze budować tory plastikowe o długości 350-400 m, które zapewniać nam będą szkolenie całoroczne. Taki obiekt powstać ma właśnie w Sobieszowie.

Rozmawiała
ALEKSANDRA SZUMSKA


Więcej w aktualnym wydaniu "Słowa Sportowego".

http://www.slowosportowe.pl/rozmowa-z-przemyslawem-pochlodem-bylym-saneczkarzem-trenerem-mks-u-karkonosze.html